
Jaki jest Belfast? Pytają ludzie, którzy nic o nim nie wiedzą lub wiedzą bardzo mało. Jaki on jest? To miejsce naznaczone piętnem przemocy i oplecione gąszczem stereotypów? To Belfast to City Hall, Albert Clock (zwany pieszczotliwie Small Ben). To Big Fish przy Lagan River i kopuła widokowa nad Victoria Square. To legenda Titanika – stocznia i dok, w którym go zbudowano i jego muzeum. Belfast to dwie katedry i Ogród Botaniczny z Ulster Museum. To także Cave Hill i zamek. Puby, kafejki i sklepy. I oczywiście murale, że o „Grze o Tron” nie wspomnę. O tym dowiadują się wszyscy, którzy tu przyjeżdżają na krócej, dłużej lub na stale. No i oczywiście turyści. Wszystkie te miejsca (oraz wiele innych niewymienionych) to żelazny program zwiedzania i poznawania miasta dla początkujących. Jeśli na tym się zatrzymać to wyjdzie, że stolica Irlandii Północnej jest miastem jak wiele innych, nic szczególnego – domy, ulice, rzeka i kilka ciekawych miejsc turystycznych.
A jak ja widzę to miasto? Jaki jest mój Belfast? Moje spojrzenie na jakiekolwiek miasto jest zawsze, nierozerwalnie związane z rzeką. Miasta bez rzeki są jakby ściśnięte, pozbawione przestrzeni, zamknięte. A tu rzeka jak się patrzy. Przestronne bulwary i nabrzeża, które aż się proszą by nimi spacerować lub posiedzieć na wygodnych ławeczkach. Ale Lagan jest najpiękniejszy na południu miasta. Tam w swoim górnym biegu, w okolicach Old Shaw’s Bridge tworzy bajeczny przełom wśród wzgórz. Wcześniej od zachodu przylega do niej rezerwat Lagan Meadows. A po wschodniej stronie jest moje ulubione Lagan Lands East. Wycieczka tam to jak wyjazd na wieś. Dosłownie – wieś w środku miasta – łąka, szemrzący strumień, zarosła, cisza…. Odludzie. Można się nawet natknąć na skubiące trawę krowy.
Mój Belfast to kręte ścieżki na stokach Divis. Dobrze jest tam pobłądzić i przypadkiem trafić na ruiny opuszczonej farmy. Polecam zrobić to w połowie września. Całe miejsce jest obrośnięte jeżynami. I właśnie wtedy są dojrzale i słodziutkie. A z grani pod szczytem rozciąga się oszołamiający widok na miasto. Miasto otwarte dzięki rzece, wpadającej do morza i jednocześnie ograniczone, otaczającymi je górami. Można je stamtąd całe objąć wzrokiem. Lecz góry nie są pułapką, zamknięciem. Natura uczyniła z nich ramiona, które wyglądają jakby otulały i chroniły miasto.
Belfast to skwer przy St Anne’s Cathedral z rzadko spotykanymi w Belfaście gołębiami. Wszak króluje tu mewa srebrzysta. To dwa urocze zaułki – Hudson’s Yard i Commercial Court. Na nic zda się o nich opowiadać. Trzeba je zobaczyć. Przysiąść na chwilę. Napić się kawy, herbaty lub piwa (jak kto woli). Nie ma tam chyba nic oprócz pubów. Nawet jeśli ktoś nie lubi tego typu lokali, to i tak nie jest w stanie przejść przez te miejsca obojętnie.
Lecz Belfast to przede wszystkim ludzie… Taksówkarz, który przywiezie Ci telefon zgubiony w jego taksówce. Trzeba się z nim potem „wykłócać” by przyjął opłatę za dodatkowy kurs. Bo absolutnie, nic nie chce za ta przysługę. To nieznajomi mówiący Ci na ulicy „dzień dobry”. Lub inny przechodzień, który zainteresuje się tym, że masz problem z rowerem. Zaprowadzi Cię do swojego garażu i pomoże naprawić usterkę.
Można by wymieniać wiele różnych sympatycznych zdarzeń. Można… Ale ktoś, kto tu nie mieszka, komu to opowiadasz, dziwi się i nie bardzo Ci wierzy. Jeśli jeszcze coś tam usłyszał o Belfaście i Ulsterze to od razu będzie kontra – „A te mury dzielące miasto? Te posterunki policji obwarowane jak twierdze? Te opancerzone samochody? Brytyjskie i irlandzkie flagi? Agresywne murale? Parady Oranżystów? Prześladowanie imigrantów, a Polaków w szczególności?” I co na to odpowiedzieć?
Może rozwiewaniem mitów i stereotypów zajmę się w innym wspomnieniu. Może też napiszę o cieniach życia na emigracji. Wszyscy doskonale wiemy, że nie zawsze jest jak w bajce. Dziś nie chciałem szukać tych cieni. Co by nie mówić jest ich mniej niż blasków… Więc po co je na siłę przywoływać. Podobnie jak w Belfaście. Nikt tu już nie szuka kłopotów. Trzeba zatem wziąć sobie to do serca i również ich nie szukać. Wtedy są bardzo małe szanse, by się pojawiły. Jeśli jednak ktoś nie może żyć bez kłopotów. Dodatkowo usilnie ich szuka. To je znajdzie. Bardzo szybko…. I wszędzie. Nie tylko w stolicy Irlandii Północnej.
Paweł Ostoja
fot. ireland.com
0 komentarzy
Dodaj komentarz
Jako pierwszy Dodaj komentarz !